Napendy, sterowinki PLB i inne podrubki
| Gospodarka ArtykułyHistoria podrabiania towarów jest równie długa, jak ich wytwarzania. Dopiero jednak w ostatnich dwóch dekadach problem ten nabrał dla producentów znaczącego wymiaru finansowego, wraz ze zwiększeniem się o kilka rzędów wielkości liczby podróbek wytwarzanych w Chinach. Fałszuje się ubrania, elektronikę, zegarki, a nawet artykuły spożywcze. Chociaż dzisiaj coraz trudniej kupić takie "markowe" produkty jak Panasonix, Sany Ericssan czy Adidos, z łatwością natknąć się można na poprawnie firmowane, ale i tak podrobione układy elektroniczne, telefony, karty pamięci czy dyski. Fałszerze nie ominęli również automatyki i aparatury elektrycznej, której producenci z roku na rok odnotowują milionowe straty.
Problem stał się na tyle istotny, że największe firmy podjęły walkę o swój biznes. Z pomocą przychodzą im nowoczesne sposoby znakowania urządzeń, techniki kryptograficzne i wsparcie organizacji branżowych. Słowo "podróbka" niejako odruchowo kojarzone jest z towarami konsumenckimi, jednak z powodzeniem podrabia się też produkty uznawane za profesjonalne - urządzenia automatyki domowej, elementy pojazdów, a nawet maszyny. Szacuje się, że samą tylko branżę urządzeń elektrycznych "kosztuje" to globalnie 600 mld dolarów rocznie. Podrabianie produktów przemysłowych to jednak zupełnie inny biznes, niż w przypadku towarów konsumenckich. Jest on bardziej rentowny, gdyż czas życia maszyn liczony jest w latach, co daje fałszerzom dużo czasu i zapewnia dobry zwrot poniesionych kosztów, ale też daleko trudniejszy, niż podmienianie metek na jeansach.
Konieczne są badania i inżynieria wsteczna sprzętu oraz oprogramowania. Do tego dochodzi jeszcze jeden aspekt - automatyka to nie tylko większe ceny jednostkowe, ale też odpowiedzialne funkcje. O ile błędy w tytule artykułu są pewnym żartem, o tyle korzystanie z podrobionej aparatury elektrycznej czy urządzeń napędowych - a te fałszowane są wyjątkowo chętnie - wiązać się może z poważnymi konsekwencjami. Zwracają na to uwagę producenci branżowi, chórem powtarzając, że podróbki nie tylko nie spełniają wymogów technicznych, ale też stanowią poważne zagrożenie dla całej instalacji oraz osób je obsługujących.
Działania producentów zapobiegające kopiowaniu ich wyrobów mają wymiar zarówno biznesowy - związany np. z tworzeniem siatki autoryzowanych dystrybutorów produktów, jak też technologiczny - dotyczący znakowania i wykorzystania kryptografii. Przykładowo Eaton oferuje wyłączniki instalacyjne, w obudowy których wtapiane są oznaczenia kodowe mogące być sprawdzone na stronie internetowej producenta. Firmom z pomocą przychodzą też instytuty badawcze. Fraunhofer Research Institution for Applied and Integrated Security proponuje stosowanie odpornych na kopiowanie hologramów oraz ochronę wbudowywaną w warstwę logiczną urządzeń.
Nowym sposobem znakowania części mechanicznych jest używanie niewidocznych w świetle dziennym kodów QR. Aczkolwiek, jak zauważają przedstawiciele wspomnianego AISEC, stosowanie takich zabezpieczeń jest jedynie kupowaniem przez producentów czasu. Nie zapobiegną one kopiowaniu produktów, a jedynie opóźnią moment pojawienia się ich podróbek.
Świadomość powyższego mają producenci, dlatego ogniskują się na działaniach systemowych, przykładowo nakłaniając organizacje branżowe do lobbowania za zmianami w prawie. Tego, że ma to sens, dowodzi przykład amerykańskiej NEMA. Organizacja ta wpłynęła na zaostrzenie przepisów dotyczących fałszowania, przez co zwiększono kary dla firm i osób zajmujących się taką działalnością.
Szereg podmiotów działa w omawianym zakresie również w Europie - od unijnych agencji takich jak OLAF, poprzez organizacje branżowe - np. IEC czy BEAMA, która zrzesza ponad 300 firm z branży elektrycznej, do instytucji certyfikujących. Zarówno one, jak też sami producenci, zwracają uwagę na konieczność edukacji odbiorców i informowania ich o zagrożeniach związanych z kupowaniem podróbek. Współdziałają także na rzecz uszczelniania łańcucha dostaw, tak aby na każdym z etapów dystrybucji istniała możliwość eliminowania podrobionych produktów. W tym ostatnim kluczową rolę do odegrania mają autoryzowani resellerzy i dystrybutorzy, którzy stanowią forpocztę producentów w walce z fałszerzami.
O ile wszystkie powyższe działania są słuszne, o tyle warto zauważyć, że cały czas mamy do czynienia z próbą leczenia skutków, a nie przyczyn. Znakowanie, kodowanie, uszczelnianie rynku - wszystko to zawsze stanowiło będzie jedynie półśrodki w sytuacji, gdy producenci sami ułatwiają fałszerzom pracę. W ostatniej dekadzie w poszukiwaniu taniej produkcji wiele firm - nawet tych o renomowanych markach - decydowało się na produkcję automatyki w Chinach. Przekazując poza swoje podwórko maszyny, dokumentację i wiedzę, zaryzykowały one, że po godzinach na danej linii wyprodukuje się dodatkową partię nieautoryzowanych produktów, a ich technologia wycieknie na zewnątrz.
Drugim z grzechów producentów jest różnicowanie cennika dla różnych rejonów świata. Wprawdzie zdążyliśmy się przyzwyczaić do tego, że w Europie jest zazwyczaj najdrożej, jednak właśnie ten fakt także sprzyja pojawianiu się fałszywek. Jeżeli można coś mieć taniej, importując to z Chin i innych rejonów świata, zamiast kupować lokalnie, to wielu wybiera przywiezienie kontenera na statku - nawet mając świadomość ryzyka, że jego zawartość stanowiły będą podróbki.
Oczywiście uwag tych nie można generalizować, gdyż nie dotyczą wszystkich firm, ale o drugim dnie biznesu fałszowania warto jest mówić otwarcie. Nic bowiem nie dzieje się bez przyczyny, a popyt rodzi podaż.
Zbigniew Piątek