Rynek robotów współpracujących nie zauważa światowych problemów

| Gospodarka Roboty

Mimo, że widmo recesji jest coraz bardziej realne, branża robotyki zdaje się go zupełnie nie zauważać. Według wstępnego raportu IFR globalna sprzedaż robotów przemysłowych osiągnęła w zeszłym roku rekordowy poziom sprzedaży wynoszący 487 tysięcy jednostek i było to o ponad 1/4 więcej niż w pandemicznym 2020.

Rynek robotów współpracujących nie zauważa światowych problemów

Motorem wzrostów był sektor elektroniczny, który po raz pierwszy wyprzedził motoryzację, wieloletniego lidera tej branży. Tym jednak, co zasługuje na szczególną uwagę, jest rozwijający się w jej obrębie sektor cobotyki. Chociaż ciągle stanowi on procentowo niewielki fragment całego rynku robotyki, perspektywy są obiecujące, zaś w okresie 2021‒2026 jego wartość, wg przedstawicieli Interact Analysis, wzrośnie dwukrotnie.

Roboty współpracujące popularyzują się nie od dzisiaj. Ich elastyczność aplikacyjna, niższe koszty wdrożenia niż dla tradycyjnych maszyn, a przede wszystkim możliwości – przynajmniej teoretycznie – pracy bez wygrodzeń sprawiają, że znajdują one nabywców w kolejnych branżach. W tym rozwoju pomogła pandemia, która zachęciła firmy do spróbowania nowego sposobu automatyzacji w kontekście zagrożeń związanych z koronawirusem, niedoborami pracowników i koniecznością redukcji kosztów operacyjnych. Po spadkach w 2020 rynek cobotyki odnotował w zeszłym roku 40-procentowy wzrost wartości, zaś do końca bieżącej dekady ma rosnąć nawet o 20% rok do roku!

Skąd tak optymistyczne prognozy? Po pierwsze roboty współpracujące przestały być technologią egzotyczną i trafiają pod strzechy. Są one stosowane szeroko m.in. w branży spożywczej, napojowej, metalowej, elektronicznej, a także w różnych aplikacjach pick&place, związanych z pakowaniem czy tzw. general industry. A wraz z rosnącą popularnością spada średni czas zwrotu z inwestycji w tego typu maszyny. Zdaniem cytowanych analityków wynosi dzisiaj on 24‒36 miesięcy, czyli dwa razy krócej, niż jeszcze kilka lat temu.

Po drugie na rynku dostępne są kolejne nowe modele, w szczególności o większej nośności, co otwiera drogę do ich zastosowań w sektorze magazynowym i logistycznym. Właśnie ostatnia z branż ma w kolejnych latach szybko rosnąć – na tyle, że do 2026 nastąpi podwojenie jej udziałów w sprzedaży cobotów. I finalnie – poszerza się zakres aplikacyjny omawianych maszyn, co dzieje się m.in. dzięki postępom w technologiach wizyjnych oraz uczenia maszynowego. Coboty trafiają i będą trafiały coraz częściej do hoteli, szpitali, do placówek edukacyjnych, a nawet gastronomii oraz handlu detalicznego. I właśnie ta ekspansja, która jest powiązana z obszarem usługowym, ma być kluczem do długoterminowego sukcesu ich rynku.

Aby jednak nie popadać w zachwyt, na koniec chciałbym podkreślić, że istnieją pewne sektory przemysłu, w których roboty współpracujące nie osiągną znaczącej penetracji. Takimi są obszary, gdzie obowiązują wyższe wymagania co do szybkości pracy i precyzji ruchów oraz nie ma interakcji maszyn z ludźmi. Przykładem jest motoryzacja – m.in. w zakresie zgrzewania i spawania nadwozi, przenoszenia oraz procesów malowania. I o tego typu „wyjątkach” należy też mówić głośno.

Przyznam, że przez długi czas byłem względem cobotów nastawiony sceptycznie. Z jednej strony były one agresywnie promowane na rynku, zaś ich dostawcy obiecywali bardzo dużo. Z drugiej strony widywałem te maszyny w zakładach pracujące w systemach z wygrodzeniami i wdrożonymi ograniczeniami prędkości ze względu na bezpieczeństwo pracowników. Również liderzy branży robotyki przemysłowej przez lata nie byli skorzy do wprowadzania tego typu modeli do swojej oferty. Czasy się jednak zmieniają i tak jak pandemia dokonała przewartościowania tego, jak podchodzimy do pracy zdalnej, tak też przemysł przełamał się, jeżeli chodzi o kolejne nowe technologie. Do takich należą roboty współpracujące oraz mobilne (AGV), o których mógłbym napisać kolejny felieton w bardzo podobnym tonie.

Zbigniew Piątek