Łączymy technologie AR, IoT i własne oprogramowanie w celu budowy rozwiązań Industry 4.0. Rozmowa z Konradem Dróżką, dyrektorem operacyjnym w Transition Technologies PSC
| WywiadyMamy rozwiązania IoT, potrafimy zbierać dane, łączymy je z wiedzą o produkcji i jej procesach, a dodatkowo możemy dostarczać pracownikom informacje kontekstowe w czasie rzeczywistym. Nie tworzymy przy tym monolitycznych systemów jak MES czy ERP, a raczej wdrażamy technologie stopniowo, dobierając je do zmieniających się potrzeb klientów.
- Bywając na konferencjach i targach branżowych, takich jak choćby Hannover Messe, można spotkać przedstawicieli Transition Technologies PSC, którzy prezentują rozwiązania rozszerzonej i wirtualnej rzeczywistości. Sama idea wykorzystania technologii związanych z AR/VR ma już kilkadziesiąt lat - skąd jej obecna popularność i pomysł na zajęcie się tą tematyką?
W ostatnich latach zaszły liczne zmiany, które pozwoliły na znaczny wzrost wykorzystania technologii rzeczywistości rozszerzonej. Przede wszystkim coraz więcej urządzeń jest podłączonych do Internetu, w tym również w przemyśle.
Stare maszyny uzbraja się w systemy pozyskiwania danych, zaś nowe mają już zwykle tego typu możliwości i są źródłem dużych ilości informacji. Z kolei osoby zarządzające fabrykami coraz bardziej interesuje, aby móc szybciej i lepiej reagować na zmieniające się wymagania rynku.
W Transition Technologies PSC patrzymy na przemysł od strony człowieka i chcemy mu zapewniać możliwości jak najlepszego korzystania z dostępnych informacji. Konieczne jest tutaj stworzenie odpowiedniego sprzęgu pomiędzy ludźmi i maszynami, czego jednym z elementów są technologie rzeczywistości rozszerzonej (AR).
Racją jest, że nie są one niczym nowym - pierwsze okulary Google Glass pojawiły się na rynku w 2013 roku, aczkolwiek było wtedy chyba jeszcze za wcześnie. Wiele osób miało też obawy co do kwestii rejestracji otoczenia i przechowywania danych. W przemyśle jest trochę łatwiej, bowiem użytkownik okularów jest w pracy i obowiązuje go odpowiedni regulamin. Również sami ludzie dojrzeli do korzystania z nowych technologii, co udowodniła popularność gry Pokemon Go.
Sprzyjającym trendem jest znaczy spadek cen wykorzystywanych urządzeń. Dzisiaj koszty zakupu okularów rzeczywistości rozszerzonej lub tzw. headmount tablet kształtują się na poziomie cen przemysłowych laptopów czy tabletów. Przykładowo urządzenia Realwear kosztują niewiele ponad 10 tys. zł.
Dotyczy to wprawdzie ich wersji podstawowej, ale mającej zabezpieczenia przeciwpyłowe, odpornej na skutki uderzeń i z akumulatorem pozwalającym na 8 godzin pracy. Dawniej oferowany sprzęt AR/VR nie miał cech pozwalających na stosowanie go w środowisku przemysłowym.
Przykładowo pierwsze wersje Google Glass mogły być co najwyżej wykorzystywane w pewnych miejscach zakładów. W kolejnych latach pojawiły się też m.in. Vuzix Blade czy DAQRI Smart Helmet, aczkolwiek dopiero wprowadzone na rynek w 2016 roku Microsoft HoloLens stanowiły produkt w pełni dojrzały. I był to moim zdaniem przełom.
Przekroczyliśmy, podsumowując, zarówno barierę ekonomiczną, jak też poziom akceptacji mentalnej. Również pod względem parametrów technicznych okulary Augmented Reality nie ustępują dzisiaj wielu innym rodzajom HMI wykorzystywanych w przemyśle.
Dodatkowo mamy podatny grunt na takie innowacje - stanowi go bardzo dużo dostępnych danych, z którymi pracownicy nie zawsze sobie radzą. Stawiamy te osoby w centrum uwagi i chcemy dostarczać im jak najlepsze informacje w najbardziej odpowiedni dla tych osób sposób.
- Czy słyszycie od zarządzających firmami komunikat, że potrzebują oni takich narzędzi?
Przekaz płynący z rynku jest nieco inny, ale jego wydźwięk podobny. Przede wszystkim przedsiębiorcy mają dzisiaj problemy z wydajnością oraz dostępnością ludzi. Wydajność dotyczy nie tylko samej produkcji, ale całościowo czasu potrzebnego na zmiany, takie jak wdrażanie nowych pracowników, ich szkolenia, zwiększanie kompetencji, itd.
Przykładowo jeden z naszych partnerów musiał skrócić czas szkoleń z 60 do 45 dni, a następnie do 30. Jego przedstawiciel stwierdził wprost - bez zapewnienia personelowi dostępu do nowych narzędzi nie będzie to możliwe. Stąd też wdrożyliśmy tam rozwiązania AR, które pozwoliły przejść ze stosowania tradycyjnej dokumentacji papierowej i elektronicznej w PDF-ach na wizualną, tj. wyświetlaną w okularach. Podobne rozwiązania na dużą skalę oferuje firma Bosch, która prowadzi cały program szkoleniowy bazujący na wykorzystaniu rzeczywistości rozszerzonej.
Innym częstym przypadkiem jest sytuacja, gdzie klient przychodzi do nas z hasłem, że "słyszał o Industry 4.0" i chciałby takie wdrożenie u siebie, tak aby móc przewidywać awarie w produkcji. Czasami dodawany jest tu wymóg podawania nie tylko informacji o możliwości wystąpienia awarii, ale też prognozowania kosztów naprawy, możliwych strat produkcji, itd.
Oczywiście takie wdrożenie musi być wykonane po kolei, tj. rozpoczynając od gromadzenia danych, a następnie dobudowując elementy wspierające operatorów, kierowników, aż do wdrożenia funkcji biznesowych. Jest to bardzo typowy scenariusz dotyczący zwiększania wydajności.
Obserwujemy również zmianę pokoleniową. Firmy muszą dostosować się do zmieniającej się kadry - w fabrykach pracują coraz młodsi ludzie. W przyszłości będzie ich pewnie mniej, bo przedsiębiorstwa zautomatyzują i zrobotyzują się, ale tych osób nadal będzie potrzeba. Z punktu widzenia pracodawców oferowanie możliwości pracy w otoczeniu nowoczesnych technologii podnosi ich atrakcyjność na rynku.
- Tematem jeszcze częściej pojawiającym się w mediach niż AR/VR jest Internet Rzeczy. W jego przypadku spotkać się można z ekstrapolacją trendów i prognozami dotyczącymi ogromnych wzrostów wartości rynku. Pytanie jest jednak następujące - co można w tym zakresie robić tu i teraz?
Podobnie jak w przypadku rozwiązań AR, tak też z IoT mamy konkretną propozycję dla przedsiębiorstw - obejmuje ona urządzenia, oprogramowanie oraz usługi. Geneza rozwoju tego obszaru wiąże się z podobnym pytaniem, które my sami zadaliśmy podczas rozmów z jedną z dużych firm konsultingowych.
Wtedy w branży pojawiało się wiele haseł takich jak: IoT, Smart City czy Przemysł 4.0, zaś firmy takie jak wymienione zaczęły wciągać wiele technologii pod wspólny kapelusz IoT, w efekcie tworząc ogromne prognozy dotyczące przyszłej wartości branży. Przekaz w stronę rynku był bardzo wysokopoziomowy, choć koniec końców przedstawiciele przemysłu pytali - ale co konkretnie? Jakie są konkretnie zastosowania tych wszystkich nowości?
W przypadku Transition Technologies PSC, gdy mówimy o zagadnieniach takich jak Industry 4.0, analityka, machine learning czy Internet Rzeczy, to myślimy przede wszystkim o konkretnych aplikacjach, o wdrożeniach na liniach produkcyjnych oraz takim wykorzystaniu nowego sprzętu i oprogramowania, aby tworzyło to realną wartość biznesową tu i teraz.
Przykładowo gdy potrzebna jest warstwa zbierania danych, możemy zaproponować stworzenie lub rozbudowę infrastruktury sieciowej, wdrożenie serwerów OPC oraz ich integrację z oprogramowaniem nadrzędnym. Możemy też stworzyć kompletny system analityki dla części linii produkcyjnej.
W tym przypadku korzystamy z IoT do podłączenia kilku maszyn, na bazie pozyskiwanych danych wykonujemy przetwarzanie z wykorzystaniem uczenia maszynowego, a następnie tworzymy model predykcyjny dla tej części linii technologicznej. Możemy wreszcie wyposażać w możliwości komunikacyjne maszyny wytwarzane przez firmy OEM, które sprzedają swoje wyroby na cały świat i potrzebują zaawansowanych możliwości teleserwisu i zbierania danych.
Zawsze staramy się pokazywać konkrety - nawet gdy dotyczy to dosyć nowych dla nas rozwiązań, które dopiero pojawiły się na rynku. Obecnie przykładowo testujemy nowości w zakresie czujników z możliwościami analizy na skraju (tzw. edge computing). Takie wdrożenia to również dla wielu naszych klientów dopiero często pierwsze kroki na drodze do cyfryzacji - nie muszą one się wiązać z dużymi propozycjami, ale powinny prowadzić do odnoszenia konkretnych korzyści biznesowych.
- Jak przekonujecie klientów do wdrożeń dosyć nowych, a czasami dopiero wchodzących na rynek rozwiązań?
Sprzyja temu etapowe podejście do projektów. Wykonujemy wstępny pilotaż, następnie są kolejne części bazujące na poprzednich wdrożeniach. Do tego dochodzi pokazywanie referencji - na tym etapie miewamy największe problemy, co wynika z tego, że oferujemy rozwiązania wysoce kastomizowane (personalizowane).
Przykładowo dla jednego z klientów w Polsce robiliśmy projekt z obszaru uczenia maszynowego i rzeczywistości rozszerzonej. Niedawno przeszliśmy do fazy wdrożenia, aczkolwiek pojawił się tu warunek korporacyjny, którym była wizyta referencyjna umożliwiająca zobaczenie całości systemu.
Odwiedziliśmy wspólnie w Niemczech klienta, który ma tam swoje centrum wystawiennicze i prezentował systemy AR/VR, aczkolwiek nie była to dokładnie taka sama aplikacja. Sądzę, że w przypadku standardowych rozwiązań, takich jak choćby MES, zdecydowanie łatwiej jest pokazać pasującą do danego odbiorcy referencję.
Myśląc o cyfryzacji, firmy patrzą zazwyczaj długoterminowo i tak też dobierają swoje cele strategiczne. Gdy jednak zaczynamy mówić o realnych wdrożeniach, to przedsiębiorstwa startują z małymi projektami. Może wynika to z kwestii finansowych, może z potrzeby spróbowania i przekonania się co do działania pewnych rozwiązań.
Na rynku są też firmy, które mają budżety na innowacje i efekty tych ostatnich są wliczane do ich współczynników KPI, ale to jeszcze inny przypadek. Z takimi przedsiębiorstwami się nam dobrze pracuje, aczkolwiek później trudno jest to przełożyć na regularny biznes. Stąd też staramy się wdrażać projekty na bieżąco, pokazując tu i teraz realne korzyści z cyfryzacji, a nie opierając się na wieloletnich planach wdrożeniowych. Może też z tego powodu owe aplikacje są mniejsze i tworzone etapowo.
Do powyższego dochodzą spore różnice pomiędzy Polską a krajami zachodnimi. W tych ostatnich, gdzie zresztą robimy około 80% naszego biznesu, projekty dotyczą przede wszystkim usług i bazujemy na jakimś stanie istniejącym. Tam już korzysta się z infrastruktury sprzętowej, ma się jakieś oprogramowanie i raczej patrzy się od góry, od strony biznesu, dokładając nowe elementy. W Polsce projekty często zaczynają się od warstwy automatyki i zbierania danych w górę, co zmienia charakter tych wdrożeń i rozmów z klientami.
W naszym biznesie nie ma jednego, uniwersalnego podejścia ani do projektów, ani też sposobu promocji na rynku. Stąd też elementem tej ostatniej jest branie udziału w różnych targach czy konferencjach branżowych. Staramy się tam również pokazywać konkrety - przykładowo jak zwiększać wydajność, jak radzić sobie ze szkoleniami i innymi dzisiejszymi problemami przedsiębiorców.
Jaka była genezy powstania Grupy Transition Technologies?Firma Transition Technologies od samego początku związana była z przemysłem. Pomimo że jako grupa kapitałowa działamy obecnie w różnych obszarach - np. zajmujemy się medycyną czy też szeroko rozumianym IoT, początki firmy w 1991 roku wiążą się z typową automatyką. Wtedy też rozpoczęła się nasza współpraca z Emersonem, zaś głównym obszarem działalności przedsiębiorstwa były projekty dla elektrowni zawodowych. Obecnie nadal działamy w obszarze automatyki i M2M - zajmuje się tym spółka córka znajdująca się we Wrocławiu. Grupa oferuje też własne oprogramowanie klasy DCS, w tym system bazujący na sztucznej inteligencji do sterowaniem procesami spalania w kotłach. W tym zakresie również działamy z Emersonem - tym razem jako dostawca. Grupa Transition Technologies rozwinęła się do dużej organizacji, która w 2018 roku planuje zatrudniać około 2 tys. pracowników. Jest to nadal polska firma z prywatnym kapitałem. Jeżeli zaś chodzi o TT PSC, to geneza naszego powstania związana była z decyzją właścicieli dotyczącą organizacji przedsiębiorstwa w kontekście jego szybkiego wzrostu. Można tutaj było iść w stronę korporacyjną lub też dać poszczególnym działom firmy dużą swobodę funkcjonowania. Wybrano to drugie rozwiązanie i obecnie jesteśmy spółką córką TT z większościowym udziałem grupy. Wprawdzie nasz dział ma 13 lat, ale dopiero od dwóch lat funkcjonuje on jako osobna spółka zlokalizowana w Łodzi, która zatrudnia prawie 400 osób. Jest ona przyczółkiem grupy wyspecjalizowanym w obszarze nowości technologicznych, ale jednocześnie nieoderwanym od realiów i potrzeb rynkowych. |
- Jaki jest, podsumowując, Wasz pomysł na wdrażanie Industry 4.0?
Przede wszystkim nie mamy monolitycznego podejścia i nie proponujemy odbiorcom dużych, kompleksowych systemów takich jak MES. Są one kosztowne, zwykle długo się je projektuje i wdraża. Oferujemy raczej elementy i rozwiązania punktowe, odpowiadające na pojedyncze potrzeby i dopasowane do potrzeb danego zakładu, które można następnie łączyć i budować całość systemu niejako od dołu.
Mamy rozwiązania IoT, potrafimy zbierać dane, łączymy to z wiedzą o produkcji i jej procesach. Następnie wykonujemy analizę całości i możemy zaproponować wykorzystanie uzyskanych informacji - np. dostarczając je pracownikom w czasie rzeczywistym i formie kontekstowej. Takie podejście daje również możliwość stopniowego rozwoju i wdrażania technologii, zależnie od zmieniających się oczekiwań klientów.
Nieustannie wracam do tematu potrzeb konkretnych osób, bowiem to one są w centrum naszego zainteresowania. Naszym celem jest precyzyjne trafienie z wdrażanymi technologiami w wymogi konkretnego odbiorcy.
To on będzie użytkownikiem systemu wizualizacji, to jemu trzeba - szczególnie w kontekście szybko rosnących ilości danych - przedstawiać informacje w możliwie najbardziej efektywny sposób, tak aby mógł docelowo zwiększać wydajności swojej pracy. W Transition Technologies PSC wyznajemy podejście klientocentryczne, które pozwala nam łączyć IoT z AR/VR i innymi rozwiązaniami, zaś naszym klientom uzyskiwać efekty synergii.
- Czy systemy Industry 4.0 można budować od dołu?
Zdecydowanie tak! Dzisiaj w zakładach produkcyjnych część maszyn jest podłączona do sieci, dane często zbiera się punktowo, a czasami wręcz zapisuje na kartkach czy w zeszycie. Wymaga to rozpoczęcia procesu cyfryzacji od wdrożenia komponentów do zbierania danych, a także stworzenia platformy IoT, tak aby owe informacje rejestrować i przetwarzać.
Do tej ostatniej często podłączamy część systemów zarządzania produkcją, tak aby gromadzić spójne ze sobą czasowo dane. Dopiero gdy już pozbieramy informacje z określonego okresu i je przetworzymy, wracamy do klienta i pokazujemy wyniki analiz oraz rozmawiamy o dalszych etapach - np. tworzeniu modeli predykcyjnych.
W zależności od potrzeb firmy możemy też zaproponować systemy rzeczywistości rozszerzonej wykorzystywane do szkoleń czy wyświetlania pracownikom instrukcji produkcyjnych. Zawsze jednak początkiem są dane, a cały proces ma charakter etapowy.
Jako przykład podać mogę wdrożenie systemu pozwalającego na częściową digitalizację produkcji, co zajmuje nam o wiele, wiele krócej niż tradycyjnego rozwiązania MES. U jednego z odbiorców przez początkowe 1‒2 miesiące zbieraliśmy dane, następnie odbyło kilka spotkań dotyczących wdrożenia predictive maintenance i innych rozwiązań zwiększających efektywność produkcji. Całość zajęła nam 5‒6 miesięcy!
W okresie gdy firmy będące tradycyjnymi dostawcami technologii przemysłowych dokonują rebrandingu swojej oferty na wersję 4.0, my idziemy inną drogą - nie korzystamy ze starych klocków, ale sięgamy po zupełnie nowe. Może w efekcie nie dostarczymy kompletnego rozwiązania dla całej fabryki, ale zaoferujemy pierwiastek, który można nazwać nowym Industry 4.0.
Jest to poniekąd idea startupu i zwinnego budowania rozwiązań, które są rzeczywiście w danym momencie firmie potrzebne. Sądzę, że to dobre podejście, bowiem technologie zmieniają się tak szybko, że dzisiaj trudno jest planować coś na kilka lat do przodu. Jednocześnie naszym klientom, którzy dopiero zaczynają przygodę z cyfryzacją, pozwala ono na szybkie przejście do wyższego poziomu digitalizacji.
Zastosowałbym tutaj paralelę do ewolucji technologicznej krajowej bankowości. W Polsce niejako przeskoczyliśmy pewne etapy rozwoju tej branży, m.in. w zakresie wykorzystania czeków płatniczych, zaś zdecydowanie szybko wdrożyliśmy rozwiązania takie jak płatności zbliżeniowe, zegarkowe czy płatności blikiem. Otwartość na nowe technologie po stronie klientów spowodowała, że Polacy są dzisiaj jednym z najbardziej "fintechowych" narodów na świecie.
- A co ze zmianą modeli biznesu firm produkcyjnych, tj. oferowaniem przez nie usług zamiast sprzedaży urządzeń i innych produktów?
Jest to istotny trend, ale na razie widoczny głównie za granicą. Przykładami mogą być: sprzedaż czasu pracy silników w branży lotniczej czy oferowanie czasu pracy budynkowych systemów HVAC. W Polsce mieliśmy kilka rozmów w omawianym zakresie, ale do tej pory bez sukcesów. Jestem jednak przekonany, że Industry 4.0 prowadzi nas właśnie w kierunku omawianych zmian i rozwoju usług.
Mając wgląd w to, co dzieje się z urządzeniami i maszynami - a można to określić mianem "świadomości operacyjnej" - firma może sprzedawać usługi i polepszać swoją ofertę. Zbieranie danych pozwala dawać jej odbiorcom coś więcej. Przykładowo informacje o użytkowaniu maszyn u danego klienta można porównywać z danymi zbieranymi globalnie, co daje możliwość zapewniania odbiorcy wskazówek dotyczących użytkowania sprzętu. Również sam producent może "zamknąć cyfrową pętlę", wprowadzając na bazie pomiarów i danych usprawnienia w kolejnych wersjach produktów.
Aby całość stała się faktem, użytkownicy muszą chcieć udostępniać dane, co wcale nie jest oczywiste. Szczególnie problematyczne jest przekonywanie pierwszych klientów. Jeżeli dane są już zbierane od innych firm i podmioty te osiągają wymierne korzyści, to dyskusja o gromadzeniu informacji jest łatwiejsza.
Przykładowo współpracowaliśmy w Polsce z dystrybutorem sprzętu biurowego, który korzystał z modułów akwizycji danych włączanych pomiędzy drukarkę i gniazdko ethernetowe. Firma chciała do tego dobudować platformę IoT, tak aby wykorzystywać informacje od różnych klientów, wdrożyć rozwiązania z obszaru uczenia maszynowego i w efekcie doradzać swoim klientom.
Wspólnie pracowaliśmy nad ofertą biznesową, aczkolwiek barierą okazała się infrastruktura IT. Partnerzy firmy stwierdzili, że ich dane nie mogą znajdować się na serwerach współdzielonych z innymi firmami - każdy chciał mieć swoją wyspę, co zmieniało sposoby i koszty implementacji. O ile więc koncepcja była słuszna, o tyle wszystko rozbiło się o detale.
- Nie rozmawialiśmy jeszcze o oprogramowaniu Atlassian oraz systemach PLM, które również stanowią elementy składowe Waszej oferty. Jakie macie doświadczenia z nimi związane?
PLM to jeden z naszych najstarszych produktów - mamy go w ofercie od kilkunastu lat i tworzy bardzo stabilną część naszego biznesu. Nasze doświadczenia obejmują tu szereg wdrożeń zagranicznych, dzięki czemu nauczyliśmy się tego, jak duże przedsiębiorstwa pracują przy wytwarzaniu produktów - od etapu koncepcji, designu, aż do produkcji i wsparcia posprzedażowego.
Przykładowo współpracująca z nami firma z branży oponiarskiej bardzo skupia się na standaryzacji procedury zmian w produktach. Zanim podejmie decyzje w tym zakresie, wymaga pełnego wyliczenia wszystkich możliwych sytuacji, prognozy zmian cen i kosztów, itd. Z kolei praca z firmą z branży lotniczej nauczyła nas cyklu tworzenia produktów, wymogów w tym zakresie, kwestii zgodności z przepisami, testowania, itd. Wszystko to daje nam wiedzę, którą przenosimy również na grunt lokalny.
Atlassian jest oprogramowaniem przede wszystkim dla firm IT, które wspiera programistów w ich pracy. Zapewnia ono funkcjonalności ticketingu, service desk, możliwość tworzenia bazy wiedzy i inne. Jest to również rozwiązanie, które dobrze sprawdza się w różnych firmach krajowych. Przykładowo weźmy organizacje, które korzystają z IoT, zbierają dane, wdrażają rozwiązania AR czy generalnie systemy wizualizacji danych.
W tej układance brakuje jeszcze części pośredniej, gdzie tworzony będzie i przetrzymywany ticket, gdzie będą instrukcje do wyświetlania w okularach, gdzie powstanie raport. Atlassian jest właśnie tym elementem. Do oprogramowania dane przesyłać mogą również tradycyjne systemy automatyki i sterowania.
- Czy jest to również rozwiązanie dla firm szukających pomysłu na system retencji wiedzy?
Zdecydowanie tak. Atlassian może pełnić funkcję lokalnej Wikipedii i właśnie w tym zakresie jest on bardzo potrzebny. W wielu przedsiębiorstwach produkcyjnych pracują tzw. mistrzowie, są też specjaliści od obsługi systemów własnościowych, od utrzymania ruchu i inni, których wiedza jest w ich głowach.
Wraz z tym jak firmy się cyfryzują, chciałyby one mieć te informacje gdzieś zebrane i przetrzymywane. Mało kto zdaje sobie sprawę, jaki jest koszt ich zdigitalizowania - i nie chodzi tylko o samo oprogramowanie, ale przede wszystkim czas pracowników poświęcany na taki projekt. Jeżeli więc możemy zapewnić w miarę prostą i tanią pod względem licencji aplikację, to jest to dobry punkt startowy do wejścia w taki temat.
Funkcję omawianego systemu spełniać może naturalnie również połączenie dużego pakietu ERP czy podobnego, ale nie każda firma chce w ten sposób budować cyfrową fabrykę. Mając niewielkie rozwiązanie, które można dołożyć do istniejącego systemu, tworzy się możliwość łatwego stworzenia service desku czy bazy wiedzy na poziomie Industry 4.0.
- Jak wygląda u Was podział na oferowanie produktów i usług oraz działalność R&D?
Jestem zwolennikiem pragmatycznego podejścia do badań i rozwoju, czyli bazowania na tzw. customer driven R&D. Stąd też przykładowo dział odpowiadający za rozwiązania AR nie tylko aktywnie obsługuje klientów, ale prowadzi też procesy badawczo-rozwojowe u siebie.
Rozwiązania z obszaru AR/VR są zawsze kastomizowane i bazujemy tutaj na frameworkach, które pozwalają budować aplikacje na różne urządzenia. Dodatkowo sam sprzęt dynamicznie się zmienia. Podążanie za tym wszystkim wymaga od nas ciągłych działań związanych z testowaniem cech i użyteczności różnych produktów.
Jeżeli chodzi o dostarczanie oprogramowania, to tutaj, choć zwykle też korzystamy z elementów standaryzowanych, zawsze całość stanowi projekt, który trzeba przeanalizować, opisać, połączyć w nim różne narzędzia, a także dodać komponenty kastomizowane. Przykładowo takie są projekty z obszaru analizy danych, które wymagają dużej ilości przeznaczonych do konkretnego tematu prac. Wraz z tym konieczne jest, aby osoby kontaktujące się z klientami i planujące projekty były blisko programistów.
Powyższe podejście jest tym bardziej słuszne w kontekście zmieniających się dzisiaj sposobów sprzedaży. Dotychczasowe organizacje sprzedażowe coraz częściej odchodzą od tradycyjnego podziału, bowiem zmienia się sam cykl sprzedażowy.
Obecnie to klienci sami robią pewną preselekcję dostawców i odzywają się do firmy już z konkretnymi wymaganiami. Są oni znacznie bardziej świadomi swoich potrzeb, również dostępność samych informacji jest duża, zaś dostawca przede wszystkim musi być specjalistą z głębokim know-how.
Pomimo że jesteśmy jako cała firma dużą organizacją, to nasza struktura pozwala nam być zwinnym. Na rynku klasyfikujemy się jako integrator, ale w projektach zawsze jest element R&D - tyle że jest on podporządkowany celom pragmatycznym. Dodam, że również sporo współpracujemy z firmą PTC - zarówno we wdrożeniach, jak też nad samym rozwojem oprogramowania. Jest to kolejny z obszarów naszego wielotorowego działania.
- Jakie są Wasze plany na najbliższą przyszłość?
Wskazać można kilka kierunków rozwoju powiązanych z naszą dotychczasową działalnością. Przede wszystkim należy do nich rozbudowa oferty w zakresie cloud computingu, gdzie jesteśmy partnerem firm AWS oraz Microsoft. Z chmurami obliczeniowymi w przemyśle jest różnie.
Podmioty przemysłowe typowo trzymały wszystko u siebie - serwery, sterowniki, dane - i nie spodziewałbym się tutaj szybkich zmian. Aczkolwiek będziemy próbowali zaoferować pewne ciekawe i dopasowane do tego rynku produkty - przykładowo narzędzia chmurowe umożliwiające optymalizację kosztów operacyjnych.
Zwiększamy ponadto nasze kompetencje związane z HoloLens. Niedawno zdaliśmy trudny egzamin firmy Microsoft i jesteśmy jej partnerem w obszarze Mixed Reality. Wymagało to od nas kilku miesięcy tworzenia aplikacji Augmented Reality pod nadzorem Microsoftu, a następnie przejścia egzaminu, tak aby moc dołączyć do grona certyfikowanych firm, które zapewniają wysoki poziom kompetencji w tworzeniu aplikacji AR/VR.
Chociaż naszym core businessem jest przemysł, z ofertą wchodzimy również do innych obszarów - przykładowo marketingu. Pomagamy tutaj firmom wdrażać nowe metody prezentacji produktów oraz ich konfiguracji przez klientów. Technologie AR/VR świetnie się do tego nadają!
Niedawno robiliśmy projekt dla producenta rolet, dzięki któremu klienci mogą wirtualnie dopasowywać przed zakupem rolety do posiadanych w domu okien. W takich przypadkach korzystamy z danych produktowych udostępnianych przez system producenta, przy czym dokładamy odpowiednie repozytorium z wersjami produktów i końcówkę systemu bazującą na AR.
Dodam że w Polsce rynek zamówień publicznych otworzył się niedawno na outsourcing programistyczny. Koszty utrzymania ludzi zajmujących się zaawansowanymi technologiami są wysokie, przez co sektor ten również przeszedł - i słusznie - do zlecania pewnych prac na zewnątrz. Transition Technologies jest jedną z kilku dużych firm obecnych na tym rynku, zaś TT PSC, jako część Grupy, również partycypuje w tych projektach.
Wracając zaś do Industry 4.0, chciałbym pokreślić, że zawsze stawiamy tutaj w centrum człowieka i wokół jego potrzeb budujemy ofertę. Ta ostatnia może wydawać się połączeniem różnych, przypadkowych elementów, ale ostatecznie łączy się ona w całość i pozwala nam na tworzenie kastomizowanych, a jednocześnie kompleksowych aplikacji.
Obecnie przygotowujemy również połączenie tych elementów do tzw. remote workforce expert. Będzie to pakiet obejmujący zbieranie danych, service desk, bazę wiedzy oraz rozwiązania AR, który zaoferujemy jako jedną, kompleksową propozycję z obszaru Industry 4.0.
- Dziękujemy za rozmowę.