Czy krajowy sektor robotyki jest perspektywiczny?

| Gospodarka Artykuły

O robotyzacji mówi się, zresztą słusznie, jako o sposobie zwiększania konkurencyjności przemysłu oraz czynniku pozwalającym rodzimym wytwórcom działać na rynkach globalnych. W ogólnopolskich mediach pojawiają się też regularnie komentarze dotyczące możliwości rozwoju tej branży, których autorzy przytaczają niski współczynnik gęstości robotyzacji. Problemem, który tu dostrzegam, jest powtarzanie tego samego motywu od dekady lub dwóch - o perspektywach cały czas się tylko mówi i ciągle w czasie przyszłym.

Czy krajowy sektor robotyki jest perspektywiczny?

A Polska, tak jak kilka lat temu była w tyle za swoimi południowymi sąsiadami i jednocześnie poniżej średniej dla rynku, tak jest nadal.

Ponad 200 tys. robotów przemysłowych w 2014 roku - taką prognozę dla branży przedstawił niedawno prezes International Federation of Robotics. Przy cenie za robota wynoszącej 40-50 tys. dolarów, sumaryczna wartość sprzedaży wyniesie nawet 10 mld dolarów, natomiast licząc dla rynku kompletnych systemów zrobotyzowanych - nawet trzy razy więcej. Chciałoby się powiedzieć - i co z tego, skoro u nas rocznie robotów sprzedaje się… kilkaset. Pojedyncze firmy dostarczają typowo po kilka tych maszyn rocznie. Mały popyt to bolączka lokalnych dostawców, szczególnie że ich koledzy z zachodu sprzedają nawet o dwa rzędy wielkości (!) robotów więcej.

Nie bez winy jest struktura przemysłu. Motorem napędowym robotyki była zawsze branża motoryzacyjna, czyli aplikacje związane ze spawaniem, zgrzewaniem czy malowaniem. Stąd też wysokie współczynniki gęstości robotyzacji w Czechach czy na Słowacji, gdzie udział tego sektora w całości produkcji przemysłowej jest większy. Tym, co chyba jednak u nas nie zaskoczyło tak jak powinno, jest branża general industry, a więc ogół zastosowań związanych z produkcją, wytwarzaniem towarów, manipulowania nimi, itd. Prognozowano, że aplikacje te miały pociągnąć cały rynek robotyki, jednak skala wysiłku ponoszonego przez dostawców na przekonywanie klientów do zakupu maszyn okazuje się często niewspółmierna do odnoszonych korzyści. Robotów sprzedaje się tu niewiele, gdyż najzwyczajniej skala produkcji w wielu firmach krajowych jest zbyt mała, aby ponosiły one takie inwestycje. A jeżeli już to robią, to zwykle korzystają ze wsparcia unijnego, wybierają tańszą maszynę - np. używaną, czy wdrażają system alternatywny - choćby półautomatyczny. Do kosztów robotyzacji wlicza się też późniejszy serwis - nieraz realizowany przez oddział zagraniczny i rozliczany w euro. Ci którzy już mają roboty, dobrze znają to zagadnienie.

Stąd też dostawcy podejmują działania promocyjne nakierowane na pokazywanie całościowych korzyści z robotyzacji. Dyskusje o tym są jednak i tak szybko sprowadzane do kwestii kosztów, a te ostatnie - zdaniem oferentów robotów - ciągle są źle pojmowane przez zarządzających przedsiębiorstwami. Mówi się wręcz o krótkowzrocznym myśleniu decydentów w polskich firmach, którzy nie liczą długofalowych korzyści. Czy tak jest naprawdę? Jakby nie patrzeć - zatrudnienie pracownika do konkretnego zlecenia jest dla firmy bezpieczniejsze, niż kupno robota. Mając dzisiaj zlecenia, ale brak pewności nie tyle co do sytuacji w przyszłym roku, ale już w kolejnym kwartale czy miesiącu, wiele firm prowadzi po prostu politykę jak najbardziej konserwatywną. Nie wierzę, aby zarządzający nimi nie mieli świadomości istnienia możliwości robotyzacji. A jeżeli nawet w części przypadków tak jest, to w pozostałych mogą po prostu oceniać ryzyko inwestycyjne jako zbyt duże. Stąd też firmy pozostają przy pracowniku, którego znacznie łatwiej zwolnić niż robota, lub wybierają np. inwestycje za naszą wschodnią granicą, gdzie koszty pracy są niższe.

Dla lokalnych oferentów robotów mam jednak propozycję. Zamiast przekonywania, że roboty tworzą miejsca pracy oraz innych działań mających charakter zaklinania rzeczywistości, proponuję stworzenie ogólnopolskiej platformy wymiany wiedzy i promocji robotyki. Skoro samemu trudno jest przekonać klientów, to może warto połączyć działania, postawić na długofalową edukację i wspólnymi siłami pokazywać w praktyce korzyści z robotyzacji? Nowe otwarcie polegałoby na wspólnym zapraszaniu potencjalnych klientów do oglądania aplikacji zrobotyzowanych, regularnym organizowaniu warsztatów (w tym związanych z pozyskiwaniem kapitału) lub wręcz stworzeniu sieci ogólnodostępnych laboratoriów, gdzie znajdowałyby się roboty różnych firm. Takie showroomy pełniłyby funkcje promocyjne, ale też pozwalały integratorom i ich klientom na testowanie działania konkretnych systemów, wdrażanie pomysłów, a nawet wypożyczanie robotów. Idea ta może wydawać się abstrakcyjna, ale kibicowałbym takim działaniom od samego początku, gdyż nie ma nic gorszego, niż za kilka lat znowu napisać o rozdźwięku pomiędzy tym, gdzie widzielibyśmy się w branży robotyki, a gdzie rzeczywiście się znajdujemy.

Zbigniew Piątek

Zobacz również